Wędrówka umarłych (Dziki Gon)

Foluszkowicze!

Ostatnio dowiedzieliśmy się z kroniki co nieco o Dzikim Gonie. Czy wiecie jednak, co oznacza słowo „gon”? W naszym dawnym języku tak określano polowania, dlatego właśnie funkcjonuje też powszechna nazwa Dzikie Polowanie. A to dlaczego jest dzikie, przekonamy się w dzisiejszej opowieści, gdy Bronimir będzie musiał stawić czoła jeźdźcom, ukrytym wśród burzowych chmur.

Wędrówka umarłych (Dziki Gon)

I leżał on [Bronimir] trzy dni w bezruchu, a jego ciało zimne, jakby spoczywało poza łaźnią w śniegu. Dzień i noc czuwano przy nim, palono zioła i układano jarzębinowe wieńce, by żaden zły duch nie posiadł jego ziemskiej powłoki. Wówczas po trzecim dniu podniósł powieki i jego oczy znów zaświeciły blaskiem bogów. Przyrządzono naprędce kąpiel z naparem z tymianku, a jego suche listowie wraz z bazylią podpalano w misach, tak by oczyścić mu umysł i odpędzić duchy, które mogły za nim przywędrować. Wokół grodu wciąż paliły się ogniska, by i one przyciągały dusze zaświatowe. Bronimir nie pamiętał niczego z czasu, gdy był widmem, dlatego należało wprowadzić go w trans, by przywołać wspomnienia. Gdy zebrał już siły, ponownie położono go w łaźni, a wokół rozstawiono misy z suszonym anyżem, który podpalono. Wówczas rozpoczęto rytuał. Po krótkim czasie Bronimir przemówił tak, jakby obserwował od nowa wypadki z ostatnich trzech dni. „Gdy duch mój uniósł się znad ciała, ujrzałem zupełnie nowy świat. Zobaczyłem, jak dusze umarłych wędrują po nim i rozglądają się wokoło siebie rozbieganym wzrokiem, jakby nie wiedziały, że umarły. Pomiędzy nimi przemykały zjawy, upiory, ale i demony, które spotykałem wśród żywych. Gdy jakiś duch mnie dostrzegł i chciał zaatakować, używałem swego kostura, który w Zaświecie jest równie skuteczny, co żelazo. Dopiero po chwili przypomniałem sobie mój żywot i rady, jak odnaleźć Wiecznych Łowców. Dopomóc miał mi Auk, posłaniec wielkiego demona Leszego, który potrafi zamienić się w pędzący wiatr. Aby się z nim spotkać, powędrowałem w stronę leża opiekuna lasu. Spał on pod postacią potężnego niedźwiedzia, jednak, gdy tylko posłyszał moje kroki, podniósł się i na moich oczach przemienił w potężnego pana Boru. Jeszcze nigdy nie było mi dane zobaczyć takiej przemiany. Potężny demon wiedział, w jakiej sprawie przybyłem, gdyż moi towarzysze z grodu składali mu ofiarę w tej intencji. Dlatego, gdy tylko mnie ujrzał, przywołał swego sługę Auka, który pod swoją prawdziwą postacią nie jest widoczny dla śmiertelnego oka. Będąc jednak umarłym, potrafiłem dostrzec, że wygląda jak wiatr. Mój duch wydawał się niezwykle lekki, gdyż Auk, powietrzny sługa, mnie pochwycił niczym piórko i zabrał do niebiańskiego królestwa. Nie trzeba było też długo czekać, by zjawiły się burzowe chmury, co oznaczało, że wrzucono liście paproci do jednego z ognisk. I znów ujrzałem rzeczy, których śmiertelnikom ujrzeć nie wolno. Wśród kłębiących się chmur, galopowały kare rumaki, które przewyższały wielkością chaty grodu, a pod ich kopytami, z których wydobywały się iskry, biegały ogary wielkości niedźwiedzi. Ich warkot mieszał się z odgłosami gromów. I wówczas ujrzałem jeźdźców, których ciała gniły, nadając czarno siny odcień skórze, a w miejscach oczu ziały czarne otchłanie. Mimo to jeden z nich mnie spostrzegł i wyciągnął szarą dłoń w moim kierunku. Wyciągnąłem kostur, by zadać cios, jednak przeniknął on przez jeźdźca jak przez mgłę i zostałem pochwycony. Gdy dosiadałem rumaka, trzymałem się mocno jego grzywy i wpatrywałem w przestrzeń, zapominając o swoich powinnościach. Od teraz miałem zadanie, którego nikt nie mógł przerwać, gdyż zburzyłoby to porządek świata. I tak, nieświadom co się wydarzyło, przemierzałem przestworza z Dzikimi Jeźdźcami prawie przez rok. Gdy zbliżała się rocznica mojego odejścia w Zaświat, zostaliśmy zatrzymani przez władcę podniebnego królestwa, pana gromowładnego Peruna. Dostrzegł mnie pośród Widmowego Orszaku i wówczas sprowadził na mnie potężną błyskawicę, która strąciła mnie z mojego rumaka. Spadając ku ziemi, przypomniało mi się wszystko to, o czym zapomniałem podczas mej wędrówki i zląkłem się, że tak dużo czasu upłynęło od mojego odejścia. Gdy dostrzegłem znajomy bór, wyleciał z niego Auk i pochwycił mnie w swoje ramiona, tak by duch mój nie został uszkodzony. Ze stopami na ziemi spojrzałem na swoje dłonie i złożyłem dzięki naszemu Panu, że udało mi się spełnić zadanie i pozyskałem włosy z końskiej grzywy Widmowego Rumaka. Zawinąłem je w liść dębowy i zakopałem w miejscu, które dobrze znałem. Po tym pozostało mi jedynie spalić, w ogniu płonącym przed grodem, wrzos o białych kwiatach. Tak powróciłem do żywych”.

Bądź z nami na Facebooku

Dołącz do naszego newslettera